Z książkami Brandona Sandersona jest jeden zasadniczy problem- i nie ważne, czy mają 1200, 650 czy 300 stron- wszystkie kończą się tak samo szybko. Zdecydowanie, za szybko.
Akcja dzieje się na jednej z amerykańskich wysp- Nowej Brytanii. Tam, za murami Akademii Armedius, szesnastoletni Joel uczy się i mieszka. Chłopak od zawsze pragnął zostać Rytmatystą- osobą obdarzoną umiejętnościami ożywiania rysunków z kredy. Niestety, Mistrz nie nagrodził Joela mocą, i jedyne co mu pozostało, to przyglądanie się, jak jego rówieśnicy uczą się sztuki magicznej. Nudne życie w akademii zostają przerwane przez tajemnicze zniknięcia młodych Rytmatystów. Joel wraz z ekscentryczną, rudowłosą Melody oraz profesorem zajmują się sprawą i odkrywają tajemnice, które mogą zagrażać wszystkim Wyspom.
Brandon Sanderson przenosi nas do świata podobnego do Ameryki późnych lat XIX wieku, okraszonego elementami steampunku. Mamy tu maszyny parowe, koła zębate, mechaniczne konie czy pociągi pędzące nad oceanem. Klimat tej powieści bardzo wciąga. Autor pokazał, że kreacja świata, to coś na czym zna się doskonale. Nie zabrakło oryginalnego systemu magicznego, który opiera się na geometrii, matematyce i rysunkach kredowych. Ważnym elementem Rytmatysty jest również wątek wiary. Mistrz (boska jednostka) jest tym , który wybiera wybrańców dzierżących moc podczas specjalnej ceremonii.
Co spodobało mi się najbardziej w Rytmatyście, to to, że Sanderson uniknął kliszy i rozwiązań znanych nam z powieści młodzieżowych. Joel do wszystkiego doszedł sam, nie jest tym "wybrańcem" i uprzywilejowanym bohaterem, który na start dostaje komplet super mocy. Czytając tę książkę, często było mi po prostu żal chłopaka, że jest prostym synem wytwórcy kredy, a miejsce w Akademii otrzymał tylko ze względu na pamięć o jego ojcu i jego zasługach. Natomiast Melody, przyjaciółka Joela ma pieniądze,wysoko postawionych rodziców i moc, ale kompletnie sobie z tym nie radzi. Nie ma przyjaciół i jest samotniczką.
Dzięki postaci Joela i Melody, dostrzegamy prawdziwy obraz społeczeństwa klasowego, jego niesprawiedliwość i wyzysk. Sanderson pokazuje, że każdy człowiek jest ważny, niezależnie od zajmowanego stanowiska.
W tej powieści jest wszystko co niezbędne do tego, aby się dobrze bawić i aby lektura pochłonęła czytelnika na kilka godzin. Do tego dochodzi niesamowity kunszt Sandersona.
Nie pozostaje mi nic innego, jak długie oczekiwanie na drugi tom.
Melissa Darwood w pięknym stylu weszła w drugi tom niesamowitej górskiej serii "Niezdobyta". W tej części autorka serwuje nam istny rollercoster! Sytuacja między Julką a Jeremim wchodzi na inny poziom. Jak wiadomo nie od dziś relacja damsko-męska, która ma być "bez zobowiązań" nigdy nie wychodzi. Można się starać i robić uniki, ale i tak kończy się tak samo- ktoś się w końcu angażuje i dupa. Julka w drugim tomie bardzo zyskała w moich oczach. Z miękkiej pierdoły przeistoczyła się w silną dziewczynę, która mimo potknięć, nie daje za wygraną i pragnie osiągnąć zamierzony cel. Dalej ma swoje wady, ale walczy z nimi i dzielnie zagryza zęby. Myślę, że wiele z nas może się z nią utożsamić. Jej zmiana nie wpływa jednak na jej cięty język i mocny żart. Jeremi natomiast jest skupiony na swoim marzeniu- zdobyciu K2 zimą. Jego determinacja niesamowicie oddana jest w książce. Sceny, w których opowiadał o swoich dokonaniach, były przejmujące. Relacja tej dwójki w pewnym momencie...
Mój ukochany Sanderson <3
OdpowiedzUsuń