Koronie w mroku daję mocne 3,5 gwiazdki.
Pierwsze 200 stron po raz kolejny skupiło się na wątku kryminalno-łotrzykowskim. Calaena musi bronic tyłów króla i dbać o jego bezpieczeństwo. Dziewczyna dowiaduje się o rebeliantach, którzy chcą sprzeciwić się koronie. Nic jednak nie jest tym czym się wydaje. Intrygi rozrastają się, a mroczne moce sięgają coraz to dalej.
Pierwsza część książki nużyła i dłużyła mi się przez długi czas. Doszło do tego, że gotowa byłam sprzedać serię, bo bałam się, że nigdy jej nie pokocham. Jak bardzo się myliłam. Po tej nieszczęsnej połowie coś zaskoczyło, wraz z autorką wbiłyśmy się na odpowiedni tor i dalej historia już płynęła i stawała się coraz ciekawsza. Było coraz więcej magii i tajemnic przeszłości niż szukania zdrajców i rebeliantów. Calaena w tej części mierzy się w wielką stratą i popada w ogromny smutek. Widzimy przemianę dziewczyny, jej rozpacz i cierpienie. To jest jedna z mocnych stron pisarstwa Maas, niesamowite oddanie emocji bohaterów. Zmiana Calaeny jest bardzo widoczna. Z napuszonej dziewczyny stała się kobietą, która musi zawalczyć o swoje życie, a dopiero później o życie innych.
Pomimo koszmarkowych scen i pewnych kulawych elementów ta część pod koniec zyskała bardzo w moich oczach. Mam w głowie ciągle to, że Maas była bardzo młoda, kiedy napisała Koronę w Mroku. A ta na pewno zajmie w moim sercu specjalne miejsce. Zaczynam kochać tę serię!
Piękne zdjęcie :D Ale ja poległam przy pierwszym tomie i tak już zostanie :D
OdpowiedzUsuń