Oko Świata to pierwszy tom monumentalnego cyklu Roberta Jordana.
Czego możemy się tu spodziewać? Wszystkiego! Każdy element charakterystyczny dla high fantasy się tu znajdzie, ale trzeba być cierpliwym w lekturze.
Od początku...
Rand, Matt oraz Perrin to przyjaciele z małej wioski, Pole Emonda. Ich życie płynie niewinnie i dość leniwie. Czas odmierzają pory roku i święta z nimi związane. Czasem, kiedy jakiś kupiec przejedzie przez wieś lub ktoś inny skory do opowieści, wtedy Pole Emonda ożywa. Tak się dzieje, kiedy na wieś przybywa Moraine, czarodziejka władająca Jedyną Mocą oraz Lan jej Strażnik. Moraine wierzy, że to własnie na Polu Emonda znajdzie tego, o którym mówią Proroctwa- Smoka, który w ostatecznej bitwie pokona Czarnego. Morain nie jest pewna, który z trzech chłopców może dzierżyć moc. Postanawia więc, że Rand, Mat oraz Perrin wyruszą z nią w świat, aby stawić czoło nadchodzącemu złu. Wraz z chłopakami, w podróż podążają również Nynaeve oraz Egwene- dziewczęta, które podobnie jak Moraine, posiadają Jedyną Moc.
I tak rozpoczyna się podróż pełna przygód, mrocznych miejsc, prastarych ruin i potworów, które czyhają na bohaterów.
Oko Świata to naprawdę daleki rozbieg przez wydarzeniami, które mają dopiero nastąpić. W tym tomie, który jest dość powolny i chwilami dość sztampowy można się zakochać. Mnie uczucie zauroczenia chwyciło po 600 stronach, kiedy Jordan wyrwał się z tolkienowskiego stylu i podążył za własnym, oryginalnym głosem.
Świat przedstawiony to istne bogactwo cudów. Praca jaką włożył Jordan w budowanie kontynenty jest nieoceniona. Ten świat był pierwszą rzeczą, która chwyciła mnie za serce. Uwielbiam krainy i wszystkie tajemnicze miejsca, do których udają się bohaterowie. Poza tym sama historia kontynentu, czyli Wiek Legend i wszystkie wydarzenia, które działy się przed tymi teraz, to majstersztyk. Uwielbiam, kiedy bohaterowie rozpamiętują, to co było tysiące lat temu.
Drugą rzeczą jest magia, którą posługują się kobiety (bardzo rzadko zdarza się, aby to mężczyzna był dzierżącym moc. Wszystko jest genialnie wyjaśnione w książce!) Aes Sedai to potężne czarodziejki, które dbają o porządek na świecie. Zamieszkują potężną wieżę w Tar Valon i tam tez przyuczają młode adeptki. Magia to jeden z ważniejszych aspektów tej książki. Autor również niesamowicie wykreował jej działanie i to jak oddziałuje na świat. Aes Sedai, skupiające się jako społeczność Ahaj dzielą się na kolory. Mamy Białe Ahaj, Czerwone Ahaj etc. Każdy kolor odpowiada innej naturze mocy. Genialna sprawa!
Bohaterowie w tym tomie, szczególnie chłopcy oraz Nynaeve oraz Egwene, to nieopierzone kurczaczki. Nie wiedzą, co się dzieje, nie rozumieją powagi sytuacji. Jednak z biegiem historii i wydarzeń, pomału zaczynają ogarniać swoje miejsce. Jordan pięknie pokazuje ich drogę ku zrozumieniu własnej natury i tego jaką rolę przyjdzie im odegrać (ponieważ każdy z nich posiada specyficzne umiejętności). Rozwój postaci jest naprawdę mądrze poprowadzony.
Co do bohaterów, dostajemy tu też świetny ship, który rozwija się bardzo powoli, ale nie mogę się doczekać, aż nastąpi kulminacja uczuć.
Ciężko z bohaterów wybrać swojego ulubieńca, ale jeśli miałabym już to zrobić byłby to Matt!
Ostatnią rzeczą, którą doceniam w tej historii,to miejsce kobiet w tym świecie. Jordan dał im tu wiele miejsca, często kobiety mają ostatni głos, jak np. Koło Kobiet na Polu Emonda; Moraine Sedai, która jest mózgiem całej operacji; na tronie zasiada królowa; w Tar Valon rządzi kobieta, no i oczywiście to kobiety dzierżą Jedyną Moc i to one poskramiają mężczyzn, aby nie zwariowali jeśli już taką moc posiadają. Uwielbiam to, że w tym świecie pierwiastek męski i żeński jest tak samo równy i ważny!
Serię będę kontynuować i myślę, że moje zauroczenie ta serią zamieni się w miłość!
Polecam fanom high fantasy, odradzam jako start z lit. fantastyczną!
Komentarze
Prześlij komentarz