"Zima czarownicy", to ostatni już tom Trylogii Zimowej Nocy Katherine Arden. Aż żal, że to już koniec, ale wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć. Przyszedł czas na pożegnanie się z bohaterami.
Trzeci tom rozpoczyna się od momentu, kiedy Moskwa spłonęła, a Wasia musi odpierać ataki z każdej strony. Bez mocy i pomocy Morozki dziewczyna sama musi sprostać złu, które ogarnęło Ruś. Na domiar złego, jej stary nieprzyjaciel Niedźwiedź ma się dobrze i swoją mocą omamia Konstantego, który zaślepiony rządzą zemsty pragnie ujrzeć Wasię płonącą na stosie.
Droga do odzyskania równowagi i ładu na Rusi wiedzie przez najdalsze północne krainy, zapomniane jeziora utkwione w sercu mrocznego boru oraz Kulikowe Pole, na którym rozegra się jedna z najważniejszych bitew.
Katherine Arden w przepiękny sposób zamknęła historię Wasi. Zima Czarownicy pełna jest magicznych opisów przyrody i otaczającej rzeczywistości. Wraz z bohaterami przemierzamy bezkresne krainy snu i zapomnienia, mroczne lasy i pola bitew. To jest niewątpliwie największy atut pisarstwa Arden. Niesamowita plastyka i dar do snucia baśni.
W tej części autorka rozprawia się ze wszystkimi tajemnicami i niedopowiedzeniami. Dowiadujemy się bowiem, kto jest kim i rozumiemy już wszystkie motywy bohaterów. Co do ich kreacji, to chyba największe brawa otrzymuje pop Konstanty, który jako "złol" został niesamowicie przedstawiony. Od początku, już od pierwszego tomu wiemy, że jest z nim coś"nie tak". Wraz z rozwojem historii jego postać ewoluuje i zbacza na coraz to gorsza stronę, aż do momentu finału, w którym Konstanty musi zmierzyć się ze swoją własną grozą.
Nie można nie napisać o Niedźwiedziu, który jako ten zły, ale w sumie nie do końca , miał swój wielki wkład. Jest to szara postać, ciężko go zdefiniować. To trochę taki Faust, który złem czyni dobro, bo jak wiadomo, jedno bez drugiego nie może istnieć. I ten motyw przyświeca całej tej trylogii.
Zima Czarownicy to finał, na który bardzo czekałam. Jestem w pełni szczęśliwa tym, jak potoczyły się losy wszystkich bohaterów.
Polecam każdemu, kto kocha baśnie i klimatyczne powieści.
Melissa Darwood w pięknym stylu weszła w drugi tom niesamowitej górskiej serii "Niezdobyta". W tej części autorka serwuje nam istny rollercoster! Sytuacja między Julką a Jeremim wchodzi na inny poziom. Jak wiadomo nie od dziś relacja damsko-męska, która ma być "bez zobowiązań" nigdy nie wychodzi. Można się starać i robić uniki, ale i tak kończy się tak samo- ktoś się w końcu angażuje i dupa. Julka w drugim tomie bardzo zyskała w moich oczach. Z miękkiej pierdoły przeistoczyła się w silną dziewczynę, która mimo potknięć, nie daje za wygraną i pragnie osiągnąć zamierzony cel. Dalej ma swoje wady, ale walczy z nimi i dzielnie zagryza zęby. Myślę, że wiele z nas może się z nią utożsamić. Jej zmiana nie wpływa jednak na jej cięty język i mocny żart. Jeremi natomiast jest skupiony na swoim marzeniu- zdobyciu K2 zimą. Jego determinacja niesamowicie oddana jest w książce. Sceny, w których opowiadał o swoich dokonaniach, były przejmujące. Relacja tej dwójki w pewnym momencie...
Wspaniały Morozko i niesamowity Niedźwiedź :) Uwielbiam t ą trylogie.
OdpowiedzUsuń